Ciałopozytywność to ruch, który zaprasza nas do pokochania własnego ciała. Mówi o zaakceptowaniu siebie. Swoich blizn, zmarszczek, rozstępów oraz historii, która jest wypisana na naszym ciele, naszej historii. Ruch ten powstał stosunkowo niedawno i od razu wszedł do świata z dużym rozmachem. Nagle na okładkach czasopism można było zobaczyć gwiazdy bez makijażu, z fałdką na brzuchu czy zmarszczkami pod okiem. Czy kanon piękna został zachwiany? Wręcz przeciwnie! Wreszcie wrócił na właściwy tor dlatego, że jesteśmy piękni, bo… jesteśmy! To wystarczy. Body Positive jest źródłem radości życia. Świat oszalał na punkcie wydawania ocen. Za chuda, za gruba, zbyt koścista, chłopięca sylwetka…. Zawsze „jakaś”. Przypisywanie łatek stało się naszą specjalnością. Rzadko kiedy akceptujemy innych takimi, jakimi po prostu są, a przez to i siebie nie umiemy zaakceptować. Jakiś głos w głowach powtarza nam, że można lepiej, można bardziej… skąd ten głos się bierze? I dlaczego mówi aż tak głośno?
Ów głos każe nam gonić ideał, choć nikt odpowiedzi na pytanie „czym jest ideał?” nie zna. Dla każdego ta odpowiedź brzmi inaczej. Świat narzucił pewien kanon piękna, do którego każdy chce dążyć. Brak akceptacji siebie to często pokłosie tego, jak byliśmy traktowani w dzieciństwie. Terapie, do których obecnie mamy większy dostęp niż kiedyś oraz samoświadomość, pomagają nam odkryć i dostrzec wiele krzywd, jakie zostały nam wyrządzone – często nieświadomie, jednak zostawiając po sobie trwały ślad. Na tyle trwały, że nie kochamy siebie. Nie potrafimy siebie przyjąć, zaakceptować. Chcemy być po prostu inni. Oglądamy zdjęcia pięknych modelek, katujemy się dietami, treningami, byle tylko wyjść ze swojego ciała. Wierzymy, że to nam poprawi samopoczucie, ale to się nigdy nie stanie. Jest to prawda trudna do przyjęcia, lecz dająca wolność. Tak, jak szczęście jest w nas i nie zależy od nikogo i niczego co nas otacza, tak i nasze piękno drzemie w nas. Jeśli sami go nie dostrzeżemy, nikt inny nie zrobi tego za nas.